ciężką jak klątwa rzucona na zgarbione grzbiety - Już napływały zewsząd rozległe, zalewające świat brzemiona zmierzchu. Bure, skłębione chmurzyska zdawały się opadać coraz niżej, tłoczyć, zatapiać ziemię...<br>Grube cienie pełzały wzdłuż drogi jak widma niepokojące Naraz - usłyszał Kazimierz ostre, metaliczne dźwięki.. Rześki, miarowy szczęk wydzwaniał się z ciemności.<br>- Derkacz! - szepnął, jakby przytomniejąc nagle.<br>Jakoż uszedł zaledwie kilkanaście kroków, gdy smuga czerwonego blasku uderzyła mu w źrenice.<br>Był przed kuźnią.<br>- Zajrzę... - pomyślał odruchowo i skierował się ku owemu blaskowi.<br>Derkacz pracował. Stał przy kowadle, rozkraczonymi nogami wparty w klepisko, z głową w tył odrzuconą.<br>Prawe ramię raz wraz wznosiło się w górę, uzbrojone