Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
kości, starającego się jeszcze poruszać, aby -
dopóki żyje - nie być bezwolnym.
Wokół chwiały się ściany, cała nasza nawa zielona, pełna
niejasnych twarzy, ale ja stąpałem twardo, aby mój przyjaciel nie
uginał się pod brzemieniem, abym sam nie upadł i nie pogubił kapci.
Ażebym był bezwzględnie przytomny, tak, odpowiedzialny, tak, panowie psychiatrzy,
przytomny i odpowiedzialny do ostatniej chwili.
To nie była krótka droga.
To była długa droga zwana Dolorosa.
Więc zasapaliśmy się obaj z makizem, niepokonanym człowiekiem z
kacetu.
To on złożył moje kości na pościeli i przykrył karmazynową
banderą.
Po czym łagodnym ruchem, tak jak to czyni się umarłym, zamknął mi
kości, starającego się jeszcze poruszać, aby -<br>dopóki żyje - nie być bezwolnym.<br> Wokół chwiały się ściany, cała nasza nawa zielona, pełna<br>niejasnych twarzy, ale ja stąpałem twardo, aby mój przyjaciel nie<br>uginał się pod brzemieniem, abym sam nie upadł i nie pogubił kapci.<br> Ażebym był bezwzględnie przytomny, tak, odpowiedzialny, tak, panowie psychiatrzy, <br>przytomny i odpowiedzialny do ostatniej chwili.<br> To nie była krótka droga.<br> To była długa droga zwana Dolorosa.<br> Więc zasapaliśmy się obaj z makizem, niepokonanym człowiekiem z<br>kacetu.<br> To on złożył moje kości na pościeli i przykrył karmazynową<br>banderą.<br> Po czym łagodnym ruchem, tak jak to czyni się umarłym, zamknął mi
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego