tyle sklepieniem, co wiekiem trumny nad tą szarością i także nad nami.<br> Dał mi pan znak, żebyśmy usiedli w pierwszej z brzegu ławce. Podobne<br>do bezzębnych dziąseł rzędy ławek były puste, a mimo to nie mogłem<br>oprzeć się wrażeniu, że słyszę dochodzące z nich szepty pacierzy. Pan<br>wsparł łokcie o pulpit i złożywszy twarz w rozpostartych dłoniach, tak<br>zastygł. Nie wydawało mi się jednak, żeby się modlił. Toteż bez<br>przeżegnania się, żeby nic po mnie nie poznał, zacząłem w myślach mówić<br>pacierz za chorego ojca, zgodnie z przykazaniem matki, żebym zawsze<br>zmówił pacierz za chorego ojca, ilekroć znajdę się w kościele