na łonie i piersiach, niewygodne w tej ucieczce z plaży przed słońcem czerwonym w czarnej szczelinie fikcyjnego zmierzchu, przed burzą wchodzącą w zatokę, w szybkim ruchu ciała, które umie tylko tańczyć. Skrzydeł, skrzydeł, zobaczyć się w oczach innych, nie gnieść piękna po sypialniach i lustrach. Stary pisarz podsunął mi swoją pustą szklankę. <br>ŤDaj mi trochęť - poprosił i pochylił głowę nad czerwonym rozkołysanym płynem. Czujnie obwąchiwał tę odrobinę, jaką mu wlałem, ale spod spierzchniętych powiek, spod krzaków brwi i łba łysego śledził ruchy niespokojnej gracji, która utknęła na chwilę przy barze. Przechyliła się przez bufet, wypięła na nas ciemne pośladki, potem coś