pod Mięguszem</tit><br><br>W minioną niedzielę, 14 marca byłem świadkiem ciekawego zdarzenia.<br>O godz. 8.40 na tafli Morskiego Oka pojawił się człowiek, jak z powieści fantastycznej, ze śmigiełkiem na plecach. Sprawdził kierunek wiatru, rozłożył płachtę paralotni, zapuścił silnik, podbiegł kawałek, podskoczył i wystartował. Kołował przez chwilę u podnóża Mięguszowieckiego Szczytu, pyrkocząc jak spalinowa kosiarka do trawników. Następnie, zataczając szerokie kręgi ponad nasłonecznionymi zboczami Miedzianego, wzniósł się znacznie powyżej progu Dolinki za Mnichem. Gdy <orig>styrmałem</> się w górę, zauważyłem jeszcze, że niecodzienny liliowy ptak spływa w dół, zanurzając się w głębokim cieniu nad zamarzniętym jeziorem. Co było później, nie wiem, czy wylądował