superprodukcjami zza oceanu - sądzę, że dla zilustrowania tezy o wyższości kina europejskiego, które daje do myślenia, nad kinem amerykańskim, zatrzymującym się jakoby na poziomie widowiskowych atrakcji. Niewątpliwie finał polskiego filmu, doprawdy nieoczekiwany, stawia całą opowiadaną historię w zaskakującym świetle. Czym jest dzisiaj pojęcie wierności swoim przekonaniom, miłosierdzie, postulat wybaczania nieprzyjaciołom? - pytania takie można dzięki ostatniej scenie postawić. Myślę jednak, że narzucałyby się z większą siłą, gdyby temperatura lwiej sekwencji rozciągała się na cały film, gdyby opowieść zdynamizować, nie ulegając pokusie solennego wygłaszania wszystkich kwestii napisanych sto lat temu, gdyby wreszcie bardziej zawierzyć obrazom niż słowom. <br>W rezultacie mam do <name type="tit">Quo vadis