u powierzchni przedstawiały jaki taki porządek, ale w głębi, gdzie starali się zajrzeć, świecąc silnymi reflektorami, las prętów <orig>rozdrzewiał</> się, rozchodził z grubych węzłów, znowu się skupiał, a wszystko razem podobne było do gigantycznej drucianki, z milionowym mrowiem skłębionych kabli. Szukali w nich śladów prądu elektrycznego, polaryzacji, resztkowego magnetyzmu, wreszcie radioaktywności - bez jakiegokolwiek rezultatu.<br>Zielone flary, oznaczające wejście w głąb pola, mrugały niespokojnie. Świszczał wiatr, masy powietrza wdmuchiwane w stalowy gąszcz wydawały niesamowite pienia.<br>- Co może znaczyć ta cholerna dżungla!<br>Rohan wycierał twarz z przylepiającego się do spoconej skóry piasku. Obaj z Ballminem stali na otoczonym niską balustradą grzbiecie latającego zwiadowcy