daleko od Kazachstanu, jakby w innym świecie. Po śnieżnych przestrzeniach stepu wiatr toczył koliste burzany, zwane z ukraińska <orig>perekotypolem</>. Jurek i Mariuszek chwytali je, bo ich zeschłe gałązki nadawały się na podpałkę. Najsmutniejsze było Boże Narodzenie, bez opłatka, bez choinki, bez podarków. Zaśpiewali kilka kolęd, ale nie znaleźli w nich radości. Na Nowy Rok 1942 przywieziono <br>do sklepiku cukierki i wodę kolońską, machorki zabrakło. W połowie lutego wszystkim się zdawało, że upiorna zima nigdy się nie skończy.<br>Tego wieczoru, kiedy siedzieli oczekując w ziemiance, niespodzianie zerwał się buran, burza śnieżna. W mgnieniu oka znikły wszystkie gwiazdy i chmury śniegu kłębiły się