nie pojmuję, jak to było możliwe bez udziału jakiejś siły nadprzyrodzonej, która może albo sprawić, że stajemy się niewidzialni i przechodzimy strzeżone bramy, albo zesłać sen na strażników. W każdym razie ta, której imienia nie mam zamiaru wymawiać, dostawała się do mego pokoju i celebrowaliśmy tam w tym maleńkim cubiculum radosne obrzędy dawanej i otrzymywanej rozkoszy. Jedna z najdziwniejszych spraw mego życia, z której tak mało rozumiem, że jest prawie snem. <br><br><tit>Akademicki, Klub Włóczęgów.</> Latem 1981 roku na lotnisku w Warszawie wpadłem w objęcia Włóczęgów nowego pokolenia. Nie pamiętam, czy był tam (pewnie był) ten, który w dawnym wileńskim Klubie znaczył