zbyt wrażliwy, zbyt delikatny, nie pasował do snobistycznego towarzystwa prawników. Może koledzy tak go szanowali właśnie dlatego, że był inny, nie do końca określony, że wymykał się wszelkim towarzyskim schematom. Nieustannie podważał w sobie sens sędziowania, udzielania porad prawnych, zaprzeczał arbitralności czy nawet obiektywności sądu. Tak naprawdę był człowiekiem, który radził sobie o wiele lepiej w momentach, w których wycofywał się z orzekania, w których mógł zostawić ślad swojej sędziowskiej nieobecności, pole dla nieokreśloności, wolał zakończyć zdanie wielokropkiem, znakiem zapytania niż sentencją.<br>Nadzwyczajność mojego znaleziska po prostu zniewalała. Czułem się jak Schliemann odkrywający mityczne Mykeny, dawno zapomnianą cywilizację, która nasze wysiłki