długim, ciężkim szlafrokiem, przegrałam tylko do szesnastu. Znając siebie, na pewno bym się w tym drugim meczu odkuła. Wyczułam już partnera, a miałam też w tej grze opanowane pewne sprawdzone triki. Byłam na dobrej pozycji, gdyż powoli ogarniał mnie przynoszący rekordy koncentracji i sprawności prawdziwy sportowy trans. Wymieniliśmy już nawet rakietki i miejsca za stołem, wszystko przepisowo i z zachowaniem reguł. Ale do meczu nie doszło, gdyż nagle jak spod ziemi wyskoczyła pielęgniarka i wyrwała mi rakietkę z rąk. <br>Muszę przyznać, że zrobiła to dosyć gwałtownie, aż mnie zarzuciło na boki. Zaskoczona jej brakiem delikatności, że nie powiem, jej jawnym chamstwem