żałośnie na szybie. Jakiś dziwny zapach, odór śmierci snuje się po izbie. Polek chce krzyknąć, lecz nie może. Drobna kropla śliny utknęła mu w gardle i dusi z ogromną siłą. Wspiera się więc na łokciach, unosi trochę głowę i wydaje z siebie ni to jęk, ni to westchnienie. Potem pada raptownie na zydel, uderzając głucho o grubą, jakby wypolerowaną woskiem dechę ławy. Weszli zaciekawieni, ostrożni, ale bacznie rozglądający się dokoła. I znachor, i pacjent leżeli nieruchomo. Stary patrzył obojętnie przed siebie.<br>- No i już, chwała Bogu, po wszystkim - rzekła donośnie stara pani Burbowa. - Będzie teraz zdrowy. Mój jak zamówił zęby jednemu