kiedy ją sobie przywołuję z pamięci, zawsze ją widzę taką, jakby na zmianę kwitła i owocowała czarno-czerwono-złotymi, pełnymi soku kulami, nad którymi krążyły chmary szpaków. Na jesień i zimę, wtedy - kiedy na pociąg do szkoły jechałem inną drogą, znikała po prostu. Bezlistna była przez te cztery lata właściwie raz jeden tylko: kiedy opuszczałem nią Miedzyń na zawsze.<br> No i znów wybiegłem ku przyszłości kucykiem mojego czasu. A właśnie do kucyka, do Loli chciałem wrócić. Bo to, że już dosiadałem Loli (to jest człapałem od stajni - a cwałowałem do), na wygodnym, wojłokowym siodełku, wcale nie znaczyło, że objąłem ją w posiadanie