mi spośród żarzących się gałęzi i liści, obejmujących ją jak gwiaździste oko monstrancji,<br>i padłem na kolana, przemieniony i olśniony, i ufny, i poczułem, jak wnika we mnie już nie przeczucie, lecz świadomość stającego się cudu, jak wypełnia mnie pewnością, niezachwianym przekonaniem, że jest to dany mi znak, potwierdzenie, i raz jeszcze spojrzałem w promienne oko monstrancji i nim zapadły ciemności, widziałem w nim twarz przeżywającą boleść i cierpienie i obejmującą mnie wzrokiem pełnym troski i miłości,<br>a w blasku cudu objawiła mi się nieskończoność, którą usiłowałem ogarnąć, pojąć, ale zdołałem tylko zrozumieć, że nic nie kończy się śmiercią, że jest