Jassmont, a Ossowiecki skinął na kelnerkę. - Lusiu, proszę, dopisz do mojego rachunku, jutro ureguluję, do widzenia, dziękujemy. - Wyszli. Ossowiecki zapinał guziki jesionki. - Brr, obrzydliwy typ, kanalia, myślę o tym taperze, z Niemcami się zwąchał.<br>- Stańmy tu - Ossowiecki złapał Jassmonta za rękaw i pociągnął do bramy. Ogarnął ich cierpki zapach metalu, rdzewiejących puszek i poręczy, siny kurz, słoma, siano, całkiem jak na wsi. Ale za to nie wiało tutaj i nikt nie podsłuchiwał. - Panie Janie kochany. Wyroków boskich nie odmienimy, ale możemy się na nie przygotować. Niech pan zapamięta, może pan mieszkać w Warszawie do czterdziestego trzeciego, ale przed czterdziestym czwartym musi