by nie prowokować burzy. Głos do społeczeństwa, lecz traktowanego bardziej jako dzieci Kościoła niż jako zbiorowość uprawniona do samodzielnego decydowania o swym ziemskim losie. Głos bardziej ojcowski niż partnerski, pouczający, przestrzegający, nawołujący do spokoju i pracy. Lokujący jakby naprzeciw siebie racje strajku i narodu. Głos, za którym czuło się wymaganie respektu należnego ojcu, ale w nastroju tamtego czasu budziło to odruch sprzeciwu, myśl, że to nadużycie autorytetu, wyniesienie się nad społeczność. Ludzie byli zdezorientowani i zawiedzeni. Wiele dni nadziei i strachu, brnięcia w nieznane, fascynujące, ale i groźne, coraz mniej możliwości odwrotu, coraz pewniejsze zwycięstwo... i ten głos. </><br><br><div><tit>Związki wobec kryzysu