wyciągnął do Tęgopytka, jakby chciał go do serca przycisnąć, i rzekł z męską serdecznością "Robercie! Przecież ty się nie możesz marnować! A tak, jak żyjesz, to jest marnowanie!", przez chwilę nikt się nie odzywał, zauważyłem w tym czasie, że ołowiowe światło podchodzi do połowy okna, futryna trzeszczała nieco, szyby matowo rezonowały pod martwą falą; "długo zostajecie w Oksymoronie?" - odezwał się wreszcie Robert, inżynier przesłał mi spojrzenie wspólnictwa, papierosa zaledwie zaczętego z werwą na stole zdusił, sądził niewątpliwie - jak mi zresztą potem powiedział - że coś się zaczyna zmieniać, "Wanda przyjechała na kilka miesięcy... specjalistyczny kurs... ja ją odwiozłem, mamy fiata 600, chciałem