przeszło trzydzieści lat kariery zawodniczej i trenerskiej. Na początku lat sześćdziesiątych wycofał się z czynnej działalności klubowej. Prawdopodobnie zmęczyły go układy, układziki, przepychanki, miał swoje koncepcje, swoje poglądy, bronił ich i rzadko godził się na kompromisy. Nie bardzo pasował ze swoją rzetelnością do rozwichrzonej choć serdecznej codzienności życia klubowego. Jego rezygnacja była przedwczesna, klub stracił znakomitego szkoleniowca.<br>Drugim moim trenerem był właśnie Władysław Szczepaniak. Postać legendarna, żywy symbol Polonii, świadek wytrwały jej wzlotów i upadków. Zawsze życzliwie nastawiony, pogodny, podtrzymywał nas na duchu w najtrudniejszych momentach zmagań na boiskach podwarszawskich. Gdybym miał użyć nazbyt pompatycznego porównania, to powiedziałbym, że należał do