swoim "image". Tą drugą oczywiście Julek obdarzył mnie, a sam, po krótkiej ogólnej rozmowie przy herbatce na tematy oderwane, oddalił się z tamtym, przyjemnym dziewczęciem, do przyległego pokoju. Czcigodna matrona, po zainkasowaniu należności, dyskretnie wycofała się do kuchni w towarzystwie Bolka, który pozostał bez przydziału. Tam, jak twierdził, oddawała się robótce na drutach i wspominała ze łzą w oku zmarłego męża - komiwojażera (rzeczywiście była wdową), który zapewniał jej szczęście i dobrobyt. Muszę tu stwierdzić, że to, co mi opieka Julka zgotowała w zakładziku "ubogiej wdowy" trudno by nazwać ukoronowaniem szampańskiego wieczoru. Niemniej, reasumując całe wydarzenie, można je uznać za niebanalny, niekonwencjonalny