się do błędów? Nikt się przecież nie mógł zgodzić, żeby kierownik działu socjalnego miał pod tym względem być na innych prawach! Dlaczego więc nie chciał się stawić, choć wzywano? Przez dumę jaką czy pogardę, czy może po prostu stchórzył? Ale przecież się nie bał, więc jakże? Dlaczego teraz, wobec klasy robotniczej, swojej własnej, z której wyszedł?<br> A może... może osobiście nie poczuwał się do niczego, żeby miał się samokrytycznie tłumaczyć? Też niedobrze. Byłeś blisko, widziałeś, co się działo, a nie krzyczałeś do góry, tam gdzie trzeba, że niedobrze, że rośnie przedział między masą ludzką a partią, a władzą, a wszelkimi instancjami