samym już szczytem kamienicy numer sześć, suszyły się pieluchy. Podniszczony masyw budynku, zwieńczony spadzistym dachem, wyrastał przed nią w zawrotnej perspektywie, jak u Giorgio de Chirico. Aurelia potrząsnęła głową i zacisnęła mocno powieki. Nie, nie, nie.<br>- Mieszkasz gdzieś tutaj? - spytała szybko, byle coś powiedzieć.<br>Usłyszała, że Konrad mieszka tuż, za rogiem, przy Krasińskiego. Naburmuszony, odebrał jej perukę, jakby pozbawiał ją orderu.<br><br>6.<br><br>W kuchni Borejków przepięknie pachniało. Pachniało nawet na ulicy Roosevelta, bo na parapecie parterowego okna stygła forma wypełniona złocistym plackiem drożdżowym z kruszonką. Twórczyni placka, Gabriela, trzydziestolatka o miłej, piegowatej twarzy i jasnej czuprynce - stała w oknie. Wypatrywała właśnie