orderu.<br><br>6.<br><br>W kuchni Borejków przepięknie pachniało. Pachniało nawet na ulicy Roosevelta, bo na parapecie parterowego okna stygła forma wypełniona złocistym plackiem drożdżowym z kruszonką. Twórczyni placka, Gabriela, trzydziestolatka o miłej, piegowatej twarzy i jasnej czuprynce - stała w oknie. Wypatrywała właśnie, bardzo <page nr=18> niecierpliwie, swoich córeczek. Na kilka tygodni przed końcem roku szkolnego uległa wreszcie ich prośbom i zgodziła się, by wracały ze szkoły same, bez opieki dorosłej osoby. Teraz żałowała. Owszem, wiedziała, że dziewczynki mają słuszność, domagając się zwiększenia zakresu samodzielności, lecz odkąd się zgodziła - nie zaznała spokoju. Starsza córeczka, Pyza, była naprawdę solidnym i odpowiedzialnym jedenastoletnim człowiekiem i gdyby to