Dla państwa Claro był to dowód upadku moralności i pogardy dla tradycyjnych wartości. Pani domu odczytała na głos list, który ukazał się tego dnia w "El Mercurio"; jego zgorszony autor pisał, że nagość jest świątynią, w której modlą się dwie osoby, i uznał publiczne rozbieranie się tysięcy ludzi za profanację równą wjazdowi konno do Kaplicy Sykstyńskiej. Gdyby Ignacy Domeyko, który był człowiekiem arcypobożnym, dowiedział się, co wyprawiał amerykański fotograf z tysiącami Chilijczyków, byłby chyba równie zgorszony jak państwo Claro.<br>Państwo Claro byli zgorszeni i rozczarowani, ponieważ konserwatywny burmistrz Santiago wydał zezwolenie na taki happening, a Kościół katolicki w Chile, który zazwyczaj