Powiedziałem przed chwilą, że stan, w którym nagle zaczyna się wierzyć, Kościół uznaje za stan dobrej egzaltacji. Przejęzyczyłem się. To nieprawda. Kościół boi się egzaltacji, choćby najlepszej. To my przyzwyczailiśmy się liczyć na nagłe otworzenie zamkniętej bramy, na nagły przeskok z ciemności w jasność. I takich stanów boję się na równi ze sztucznością, która je poprzedza. Jako poeta nieraz doświadczałem silnego i przejmującego natchnienia (nie boję się tego słowa), a jako człowiek różnych odmian egzaltacji. I wiem, że dobre to jest, dopóki skrzydlaty potwór, który unosi nas w krainę ostrych odczuć, ma założone mocne wędzidła. Istnieje granica, jakiej nie wolno przekroczyć