przechylonym garbem na karku. Wierni pomazawszy dłonie minią odcisnęli znaki palców na jej płowym grzbiecie. Różańce korali chrzęściły wokół pomarszczonej szyi zwierzęcia, pierścień ze szkiełkiem, zatknięty na rogu, skrzył się zielonkawo. Poczciwym, zaślinionym pyskiem wjechała do kobiałki handlarza jarzyn i wyskubywała marchew z pęczka. Słaby, zabiedzony mężczyzna nie krzyknął, nie rozgniewał się, ani nie uderzył, tylko złożywszy dłonie prośbami próbował przekonać ją, by stąpiła krok dalej i sięgnęła ku innym straganom.<br>Krowa międliła powoli pyskiem, zdawała się w zadumie coś rozważać, marchew znikała w jej ciemnych wargach. Oczy miała, jak Hindusi, czarne i pełne melancholii.<br>Nagle się rozkraczyła, uniosła ogon i