na kształt maczugi,<br>A tuż obok do boju zawrzał Maciej drugi.<br>Czmur z ziemi wyrwał buczek, pełen jeszcze cienia,<br>I łby obu Maciejom zmacał od niechcenia.<br>Coś z lekka we łbach trzasło, lecz nic się nie stało.<br>Snadź łbów było - za dużo, a buczka - za mało.<br>Obaj do gęby Czmura rozmach wzięli szerszy -<br>Cios zadał Maciej drugi, a w ślad - Maciej pierwszy.<br>Czmur rozwarł pysk drapieżny zwyczajem potwora,<br>Aż odsłonił krtań krwistą - kły - i zwój jęzora.<br><br>Splunął Maciej, jęzora zgorszony straszydłem,<br>I gębę w czas potłumił pięścią, jak gasidłem.<br>Jęknął Czmur w nieskończoność, truchlejąc haniebnie<br>Przed nawałą Maciejów zbyt groźną liczebnie