omacku.<br>- Śpij, Bryśko, śpij - powiedział powoli mężczyzna, wkładając drobne gałązki do pieca - dzisiaj niedziela, tak pośpij sobie, Bryśko...<br>Dłoń błądząca po glinianej polepie zacisnęła się na szyjce poszukiwanej butelki. Zniknęła pod kocami, dobiegło <orig>gulgnięcie</>, jęk ulgi, potem ręka się wysunęła, delikatnie postawiła butelkę z błękitnym płynem i granatową nalepką. Mężczyzna rozpalający w piecu domyślił się, a może dostrzegł zdumienie Kowalika i Majewskiego.<br>- Taż <orig>denatura</> najlepsza na zmarznięcie - wyjaśnił.<br>Ogień w piecu zamigotał wesołym płomykiem, Bryśko na najbliższym barłogu skulił się i zapadł w otchłań snu. Na Kowalika i Majewskiego patrzyły jeszcze trzy pary oczu milczących brodatych mężczyzn. Pod pryczami rzucono piły