głów, ale twarzy nie ukrywał przede mną: patrzył na mnie ciemnymi oczyma w kształcie migdałów, oczyma mojego druha Sartapiego,<br>a kiedy w nie spojrzałem, wiedziałem już na pewno, że nie odezwie się do mnie, nie powie ani słowa, ale dowiem się wszystkiego ze świateł jego źrenic, że w rytmie ich rozpromieniania się i przygasania odczytam wszystko: swoją przeszłość i przyszłość, i tę doprzeszłość, i tę poprzyszłość, o których wie tylko Bóg, bo on jest Jego wysłannikiem, objawiającym mi się nagle w chwili zrównania mnie ze światem, a świata ze mną,<br>bo oto stawałem się punktem przecięcia linii łączących mnie ze światem, a