jednej nodze. Polina położyła na brzegu okna swą śliczną dłoń. Dostrzegłem bliznę na jej palcu. Pogłaskałem ją po tej bliźnie i spytałem nieśmiało:<br><br>- Nie gniewasz się?<br><br>Odrzekła z czarującym, zalotnym uśmniechem:<br><br> Wsio mgnawienno, wsio prajdiot,<br> Czto prajdiot, to budiet miło...<br><br> Ach, Pola, Polina! Nie umiałem jej nic więcej powiedzieć, chociaż rozstawaliśmy się, jak sądziłem, na zawsze... Rozstawaliśmy się? Mój Boże! Przecież dla niej byłem tylko śmiesznym, głupim smarkaczem.<br><br>Jewdokia stała na uboczu i pochlipując wycierała nos rękawem.<br><br>Pociąg ruszył.<br><br>Żegnajcie, Wielkie Łuki i ty, Łowati, mętna rzeko!<br><br><tit> 35. W LUBLINIE</><br><br>Matka wraz z Krysią zamieszkały u ciotki Marii w Warszawie a ja