bo dla nich najważniejsza świętość - wydął pogardliwie wargi, tarł palcem po szczoteczce wąsów - a ja tę świętość jem.<br>- Może chłopiec żyje? - nieśmiało zapytał Terey.<br>- Nie. Słyszałem, co kobiety mówiły. Zapisałem jego imię i nazwisko ojca. To biedaki. Oni nawet nie wiedzieli, że mogą się upomnieć o jakieś odszkodowanie. Całe życie ryją w ziemi. Jak wróciliśmy, powiedziałem o wszystkim - popatrzył na zasłuchaną twarz Mihalya, zmarszczone czoło. Widać było, że mały próbuje zrozumieć, o czym toczyła się rozmowa, więc nie wymienił ambasadora, porozumiawszy się wzrokiem z radcą - a on tylko: "Nie dam ani grosza, najgorzej zacząć, potem się nie odczepię''. Przypomniał mi to