nieufnego zainteresowania, które mnie tak zawsze niecierpliwiło.<br>- Po włosku będziemy mówić czy po francusku, co pan woli? - zaczął od tego pytania monsignor Rigaud. - A może po łacinie?<br>Nie żartował. Ustalał. Tyle że w sposób wesoły, lekki. - Nie mam wprawy w mówieniu po łacinie, a szkoda, bo najmniej błędów robię w rym języku.<br>- To pięknie, że pan tak dobrze zna ten język. A skądże to, jeśli wolno spytać?<br>Odpowiedziałem, że ojciec, który zawsze marzył, bym po nim przejął kancelarię, uczył mnie od dawna po łacinie, i to na różnych zabytkowych bullariach i collectiach.<br>- O Boże! - westchnął z uśmiechem monsignor Rigaud. - Pisanych najgorszą