w konie przystrojone czerwonymi frędzlami. Pełno było wtedy glinianych garnków i piszczących kogutków, i kolorowych wstążek, i sznurów paciorków i korali, a jazgot taki, że nawet psy uciekały z podwiniętym ogonem. Najgłośniej szwargotali atłasowi żydzi z pejsami zwisającymi spod czarnych jarmułek - zawsze o ton wyżej od chłopów i bab. Konie rżały, krowy porykiwały i nic nie zapowiadało martwoty, która spadnie na to miasto nieuchronnie i obojętnie. Nawet żydówki o wiecznie zafrasowanych twarzach nie przewidywały, że wkrótce nie będą handlować kurami i indyczkami, biegając w zaaferowaniu przez most na Wolbórce i Wesołą, i Miłą, aż do obu starszych pań Landsberg, albo na