abym mu dał buzi, i zbliżyłem się do niego, i pochyliłem się, i wilgotnymi wargami przylgnąłem do jego ust,<br>a tymczasem słońce pochyliło się już ku zachodowi i cień ogarnął naszą kryjówkę, i Hamid otworzył oczy, i ujrzałem się w nich, i wiedziałem, że powtórzymy to, co stało się w rzece, i nie przestając go całować, objąłem go i pogrążyłem się w jego uścisku, i przejęty zachwytem z tamtego snu, tłumaczyłem na jego język swoje własne słowa, te same, które jako Uta szeptałam Włodkowi:<br>- Dust moro, Hamid, dust moro mochczan...<br>i po liściach przybrzeżnych krzewów przebiegł krótki powiew wiatru, i dotknął