radia, mocno pijana odtrąca rozochoconych zalotników, którzy starają się poocierać o nią, i wziąwszy w szczupłą dłoń z krwawoczerwonymi paznokciami różową jedwabną chustę, wodzi nią po twarzy, przesuwa wokół rozchylonych ust, jednym słowem przeżywa wielką miłość do swego Pinokia. I co? I nic. Nic nie wychodziło. Nawet nie w tym rzecz, że nie było tak zwanej chemii. Może i mnie to brało, ale się nie złożyło. <br>Śledziłem przez lata, czasem z oddali, czasem z bliska, jak Moni się spala, jak nie może znaleźć właściwego faceta. Jej porażki miłosne: źle ulokowane uczucia, toksyczni dżentelmeni, pulchni inteligenci - wszystko to miało w tle mnie