bliżej pracę, prawie mi pod nos, dając do zrozumienia, że mam ją zabrać. Wziąłem z biurka moje dzieło i zadawałem sobie pytanie: "Święty, mędrzec czy zwykły skurwysyn?".<br>Dziekan dodał jeszcze, wciąż ojcowskim tonem:<br>- Nie widzę żadnych trudności, by po roku czy dwóch przyjąć inną pracę magisterską, z innym oczywiście materiałem rzeczowym, nawet może być z tej samej dyscypliny. Rzecz nie będzie w archiwach, zaschnie, przepadnie...<br>"A jednak zwykła kurwa" - nabrałem przekonania.<br>Zgarnąłem pracę z biurka, podniosłem się, podziękowałem i wyszedłem z jego gabinetu potrącając po drodze rozklekotane krzesło. Z pracą za pazuchą, wydawało mi się, że aż mnie parzy, pijany z