niżej, ukazywała nietkniętą, zieloną plecionkę swetra na karku i plecach.<br>Stanęła w oknie, dostała z karabinu z odległości najwyżej stu metrów - strzelec musiał przywarować w tym niedokończonym budynku naprzeciwko - i nic nie wylazło z pleców, szyi czy potylicy. Nie rozumiał tego i nie potrafił uwierzyć.<br>- Iza?! - Stracił następne cenne sekundy, rzucając się na kolana i łapiąc ją pod pachami. - Jezu, myślałem... Nie jesteś ranna?<br>Oczy miała nieprzytomne, załzawione. Obejmował ją, dotykał, mógł się z bliska przekonać, że nic nie przeszyło swetra, nie wdarło się przemocą w głąb tego delikatnego, tak kruchego ciała. To było jak zimny, ożywczy prysznic; przywracało zdolność myślenia.<br>- Nic