czasu.<br>I stało się coś niepojętego. Pokorny kupiec krzyknął władczo, czokidar oparł pałkę o murek i skoczył, by dźwignąć na ramieniu potężny rulon dywanu. Kucharz zniknął już w głębi domu, dochodziły jego komendy, poganiał sprzątacza, ze zgrzytem przesuwali stół, wlekli krzesła, robili miejsce.<br>- Kto z nas ma czas do stracenia, sab? - westchnął kupiec. - Ten dywan wart jednak, żeby chwilę nań popatrzeć... Ja już uciekam. Sab dziś spojrzy, jutro siedząc w fotelu wypali papierosa i pomyśli, dlaczego właśnie ten dywan stał się najmilszym miejscem w całym pokoju... On cieszy nie tylko oczy. Trzeba bosą nogą... Niech decyzja dojrzewa. Ja się nie napieram