malarstwo bez tej gałęzi, gdzie od dwóch tysięcy lat arcydzieła liczyć można dosłownie na tysiące? Ile martwych przy tym - tyle różnych nieraz wykluczających się wzajemnie wizji świata. Goya - wystarczy, by namalował martwą z surowym mięsem czy parę kawałków czerwonego łososia - widzimy to samo pismo, ten nerw gwałtowny, co w jego sabatach czarownic lub w jego akwafortach z "okropności wojny". Soutine'owi wystarczy rzucić parę pomidorów na stół, by rozsadzić formę przedmiotów, a Van Gogh swój świat szalony i tragiczny wyraża z równą, może większą, siłą, malując zwyczajne krzesło czy korytarz, niż kiedy maluje temat bardziej literacko stan jego ilustrujący, chmarę kruków nad