miastach;<br>i znów okazało się, że znacznie mi łatwiej zbliżyć się serdecznie z dziewczynami, wejść z nimi we wspólnotę, chłopcy, trochę starsi ode mnie, trzymali się na uboczu, raz po raz któryś z nich znikał i wracał później, to z bochenkiem chleba, to z grudką sera, to z kawałkiem baraniego sadła, to znów - i to mnie najbardziej dziwiło - z banknotami, które przeliczali ukradkiem, odwróceni ode mnie, a raczej od nas, od Rity i ode mnie, plecami, bo ta dziewczyna, wystraszona i nieśmiała, przylgnęła do mnie natychmiast,<br>i opowiadała mi o sobie, o posiołku wśród tajgi nad Wielkim Anujem, gdzie zginęli jej