Jedni konwojenci<br>zostali na chodniku, drudzy, znajdujący się w tym momencie<br>wraz z aresztowanym kurierem pośrodku jezdni, szybko<br>przebiegli na przeciwległą stronę ulicy. W zamieszaniu, jakie<br>nagle powstało, rozproszyli się.<br> Decyzja przyszła nagle, w ułamku sekundy. Podczas gdy<br>żandarmi skręcali w prawo, Wojciuch rzucił się błyskawicznie<br>w stronę przeciwną i sadził wielkimi susami, roztrącając<br>przechodniów. Z tyłu za nim powstał tumult. Któryś z żandarmów<br>wzywał do zatrzymania się, groził użyciem broni. Jeszcze<br>sekunda i rzeczywiście serie pocisków przeszyły powietrze<br>ponad głowami przechodniów.<br> Uciekający gna na oślep, zda się nie dotykając nogami<br>ziemi. Serce wali mu jak młotem, pot ścieka po twarzy