ubierając się przed zamglonym lustrem świętej pamięci matki mojej, była przekonana, iż usidliła mnie, związała, a ja nie chciałem jej tego przekonania odbierać, no bo niby z jakiej racji? Nie chciałem też, aby Wanda już wychodziła, powiedziałem jej, że powinna zostać, ale ona czesząc się odparła, że teraz musi w samotności przeżyć swoją radość i żebym się o to nie gniewał, bo jutro przyjdzie na pewno, na pewno; powtarzała to tak rytmicznie, że musiała się czesać po raz drugi, wreszcie jednak wyszliśmy pod grzmiące spiżem niebo Oksymoronu, chciałem Wandę odwieźć taksówką do hotelu, jak na magistra przystało, lecz ona powiedziała, że