świeciły, jakby miał ciemię pociągnięte lakierem.<br>Motor zawarczał i szum ścichł na żwirze. Witał te odgłosy jak bokser dźwięk gongu wzywającego na środek ringu.<br>- No, zjawiliście się nareszcie, Terey - nie podawał ręki, tylko ciężkim krokiem obchodził, jakby obwąchując. - Jest dla was niespodzianka. Przyszło odwołanie.<br>- Tak jak chcieliście, ambasadorze.<br>Nasępił się, ściągnął brwi.<br>- Tak, jak tego chciałem - przyznał, miał odwagę wziąć decyzję na siebie. - No i co, wracacie?<br>- A jak wy dostaniecie odwołanie, ambasadorze, wrócicie?<br>- Nie igrajcie, Terey - mówił wolno - ja was w porę ostrzegałem, prosiłem po dobremu - obejrzał się, spostrzegłszy, że żona jeszcze stoi, machnął ręką. - Odejdź. Zostaw nas samych. Ja