1964 zobaczyć jak grał Coquelin czy nasz Alojzy Gonzaga Żółkowski. Budzi podziw dla bogactwa, inwencji, skali środków, miary ofiarności. Ale drażni przez to, że wywraca całą równowagę widowiska, czyni z jednej roli i to nie najważniejszej popis już nie sceniczny, ale ekwilibrystyczny, cyrkowy.<br>Jeszcze bardziej drażniąca jest staroświeckość scenografii. Można ścierpieć (nawet bez zaciskania zębów) dekorację do "Świętoszka" spatynowaną jak obraz szkoły holenderskiej. Trudno pojąć dlaczego w farsie, która jest pomyślana jako igranie z formą we wszystkich postaciach, widz musi patrzeć na ściany wzdymające się od każdego ruchu, a co gorsza nieopisanie brzydkie w kolorze i rysunku, zużyte doszczętnie jak dywanik