sobą. Tam mam znajomych, może cię skierują do kogoś dalej...<br>Kaliasowi wydało się, że uśmiechnęło się do niego szczęście. Następnego dnia dostał od życzliwego garncarza żywność na drogę i adres Greków w Kapui, którzy mieli mu ułatwić dalszą wędrówkę. Pełen otuchy, podśpiewując z cicha i dźwigając dobrze wypchany woreczek, wędrował ścieżką wzdłuż Drogi Appijskiej. I tu spotkała go niespodziewana przykrość. Gdy mijał jakieś gęste zarośla, nagle spadło na niego dwóch wychudzonych jak szkielety mężczyzn, przewrócili go, wyrwali woreczek i jak duchy zniknęli. Kalias omal nie płakał. Wstał, otrzepał się z piasku, zarzucił na plecy płaszcz i sandały, których dziwnym trafem rabusie