tańce pomarańczowych i żółtych latawców, wlokących za sobą ogony podobne do girland. Nitek nie można już było dostrzec, więc ruchy latawców, nurzających się w ostatnim poblasku zachodu, zdawały się swobodnym igraniem zbiegłych, pełnych swoistego życia, zabawek dziecięcych. Poprzez cienką tkaninę czuł ciepło ufnego ciała. Słuchał okrzyków zachwytu, gdy strącony papierowy sęp zapadł między drzewa, a tamte dwa małe zdawały się w łagodnym powiewie wspinać wyżej i wyżej, ponad pierwszą promienistą gwiazdę, która migotała zielono, chwiejna, jakby niepewna miejsca wybranego na tę noc.<br>Kiedy odwiózł chłopca i zawrócił do domu, na schodach werandy dostrzegł dwie przytulone postacie, czokidara i jego dziewczynę. Wartownik