została zakończona <br>i nie ma co do niej powracać. Lecz pan Sapieha nie wiedział o tym i ze drżeniem <br>przestąpił próg oratorium. Klęknął, ukrywając twarz w dłoniach, i nagle, z niewymownym <br>wzruszeniem odczuł to samo, co niegdyś na tym miejscu: zapalenie ducha, wzniesienie <br>się ku niepowszednim wyżynom, przeniknięcie Bogiem tak silne, że łzy radości, <br>błogosławione łzy świętych, popłynęły mu strumieniem z oczu. Takie uskrzydlenie <br>duszy mogło być tylko dziełem Maryi, bez pośrednictwa której człowiek nie wzniesie <br>się nad samego siebie, zatem Ona była tutaj jak dawniej, królowała, wypełniała <br>słodyczą swej mocy kaplicę! Sapieha nie zabrał Jej, nie ukrzywdził Watykanu, <br>nie zubożył