górnej wargi, teraz nagiej. Nic nie poczuł, martwe drewno: to była ta prawa. <br>- Niech pan ucieka! Niech pan spuści Baryshnikova! I tak jej pan nie uniesie! Jest pan osłabiony. Niech pan ucieka! <br>- Głupi, głupi, głupi... <br>- Nie ma pan szans, sir. Zabiją pana - jeśli takie mają rozkazy. <br>- Zabiją. <br>- Tak. <br>- Zabiją. <br>- Zabiją, sir. <br>Szłumsz, szłumszch, szłuuu, szus, szu-szu. Szli. Zazgrzytał właz. <br>Hunt rzucił się do Mariny. Przewrócił ją na bok, wyszarpnął spod bezwładnego ciała płaszcz. Światła! Włączył zawinięty wokół prawego przedramienia <orig>ledpad</>. Lewą ręką grzebał po kieszeniach skrytych w fałdach czarnego materiału. Z furią wygarnął zawartość. Wreszcie je spostrzegł. Nieporadnymi palcami złapał