czy wakacjach mama zaczynała płakać już w Koluszkach. Mimo to wytrwała na pensji do końca, zbierając wyłącznie "celujące". <br> Umiałam przeto śpiewać i "Boże, coś Polskę...", i "Za Niemen het, precz!", i "Leci liście z drzewa", i najpiękniejszą na świecie kolędę "Bóg się rodzi...", i powtarzałam jak modlitwę "Nie rzucim ziemi skąd nasz ród". Na lekcjach u pani Tołwińskiej mówiło się po rosyjsku, ale za to na pauzach - szeptem po polsku; na jedną z guwernantek za plecami wołało się "kacapka", a z religijnych różnic nie robiono problemu, więc trzy mamine siostry zdołały ukończyć chlubnie, choć nie tak ambitnie, ten sam dostojny i