przelotnie rękę w nieudanym uścisku. <br>Wyciągałem skrzypce powoli, pełen niepojętego podniecenia, jak archeolog, przed którym właśnie urzeczywistnia się mit; w futerale był jeszcze cieniutki jak lanca smyczek, małe puzdereczka pod zamszowym przykryciem, kryjące w sobie zapach lasów, wakacji, bursztynowe kalafonie, żywice, z których zostawało jedynie wspomnienie, biały, leciutki pył na skrzypcach po wykonanej etiudzie. <br>Przesłuchanie w szkole muzycznej trwało zaledwie parę minut. Odśpiewałem kilka narodowo- -wyzwoleńczych pieśni przed panem Gawryłowiczem i nauczycielką śpiewu. Nie mogło być żadnych wątpliwości, nie tyle ze względu na mój, podobno, absolutny słuch, ile w związku z opinią, jaką w szkole miała Julia. <br>Zwalisty Gawryłowicz ledwo wtaszczył