i z kopulastą wieżyczką, można powiedzieć garbaty. Dziad przy wejściu objaśnił, że to starodawny kościół farny. Rzeczywiście, mury miał sfatygowane, a w nich dziury głazami flekowane.<br>- Chodźmy - powiedział cieśla pociągając Szczęsnego za sobą w chłód i półmrok fary. - Postoimy tu trochę przed Panem Bogiem, odpoczniem chwilę...<br>Szczęsny nie mógł się skupić. Słowa modlitwy, jakieś zimne dziś i roztrzęsione, wcale nie koiły. Może za dużo miał ostatnio wrażeń, a może dlatego, że czuł się przywalony tym kościołem.<br>Kamienia było więcej niż powietrza. Mury tak grube, jak gdyby nigdy ich nie stawiano, ale w murowanym kopcu przewiercono otwór na wylot dla ludzi ciągnących